niedziela, 3 listopada 2013

Kate Alcott, Ocalone z Titanica



Kto z Was nie słyszał o Titanicu, słynnym ponoć z niezatapialności, statku? Chyba nie ma takiej osoby. Głośno stało się o nim jakieś piętnaście-szesnaście lat temu, kiedy to na ekrany kin wszedł film Jamesa Camerona „Titanic”. Kiedyś byłam zafascynowana całą tą historią, więc kiedy nadarzyła się możliwość wypożyczenia książki Kate Alcott „Ocalone z Titanica”, nie wahałam się ani chwili. Zdawałam sobie sprawę, że będzie to fikcja literacka, ale nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu. Do tego okładka…ona po prostu do mnie wołała! :P:D

O czym jest ta książka?
Tess jest młodą kobietą, pracuje jako służąca, ale nie jest to szczyt jej marzeń. Ma dość swojego dotychczasowego życia, z którym drastycznie postanawia zerwać, próbując dostać się na dziewiczy rejs Titanica. W wyniku korzystnych splotów okoliczności i siły charakteru udaje się dziewczynie to osiągnąć. Na chwilę przed wypłynięciem zostaje zatrudniona przez słynną projektantkę mody, lady Lucile Duff-Gordon. Początkowo ma pracować jako pokojówka projektantki, by później w Ameryce spróbować swych sił w jej pracowni krawieckiej. Już na początku rejsu Tess poznaje dwóch ciekawych mężczyzn, ale nie ma czasu ani szans na rozwijanie tych znajomości, gdyż statek uderza w górę lodową. Kobiecie udaje się przeżyć katastrofę, a jeden z mężczyzn, których poznała, staje się świadkiem dziwnego postępowania lady Duff-Gordon podczas tragedii. Po dotarciu rozbitków na ląd, rozpętuje się burza w mediach – w wyniku plotek związanych z wydarzeniami w szalupach ratunkowych.

Najwięcej miejsca autorka poświęciła wydarzeniom po katastrofie. Szczegółowe opisy śledztwa, podczas którego na wierzch wypłynęło przekonanie wyższych sfer, że pieniędzmi można bardzo wiele załatwić, ubarwiły całą historię. Kate Alcott pisząc powieść opierała się na stenogramach przesłuchań z komisji senackiej, powołanej po katastrofie. To dodaje „Ocalonym…” autentyczności.

Jest to taka odmiana powieści obyczajowej, po którą najczęściej sięgałabym jesienią lub latem. Nie przygnębia, ale relaksuje, wciągając w interesującą historię. Wiedziałam, czego oczekiwać po „Ocalonych…”, nie spodziewałam się arcydzieła, lecz zwykłej, dobrej powieści i nie zawiodłam się. Mamy tam nagromadzenie różnych uczuć, emocji i postaw, od miłości i przyjaźni począwszy, aż po tchórzostwo, chciwość i nikczemność. To historia opisująca oblicze człowieka w obliczu tragedii. James Cameron pięknie oddał to na swoim obrazie, kiedy to widać, kto w jaki sposób próbuje się ratować lub żegnać z tym światem. Czytając niektóre fragmenty książki Kate Alcott, miałam przed oczami sceny prosto z filmowego hitu ostatnich lat. Nie widzę w tym jednak nic zdrożnego. Wręcz przeciwnie, pomogło mi to w wyobrażeniu sobie niektórych sytuacji, bo wyobraźnia czasem bywa zawodna (szczególnie jeśli miało się szczęście nie przeżyć żadnej katastrofy).

Polecam tym, którzy lubią od czasu do czasu sięgnąć po lżejszą lekturę.

Ocena: 4,5/6

9 komentarzy:

  1. Może się skuszę, wydaje się być dość ciekawą pozycją na jesienne wieczorki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię takie lekkie powieści obyczajowe, a tutaj widzę ciekawy wątek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tytuł mnie bardzo przyciaga i po przeczytaniu twojej recenzji pewnie się skuszę :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba się nie skiszę, głównie z tego względu, że to raczej nie moje klimaty;]

    OdpowiedzUsuń
  5. Może kiedyś przeczytam, ale na razie ją sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi podobała się troszkę mniej niż Tobie :)).

    OdpowiedzUsuń
  7. Słyszałam już o tej książce i chętni bym ją widziała na swojej półce :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu, witaj w moim książkowym świecie. Ucieszę się, jeśli zechcesz zostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Każda opinia jest dla mnie ważna, również ta negatywna, ale proszę Cię przy tym o kulturę wypowiedzi.

Opisując książki, staram się działać w zgodzie z własnym sumieniem. Publikuję tu moje opinie, a zrozumiałym dla mnie jest, że każdy ma swój gust i to, co podoba się mnie, nie musi Tobie. Zatem zarówno sobie, jak i Tobie życzę wyrozumiałości ;)